piątek, 17 kwietnia 2020

Zapchajdziury. Po co (się) uczymy?


Po co uczymy uczniów? Po co myśmy się uczyli?
Po co uczymy nauczycieli? Po co uczą się nasze dzieci?
Jak, kogo i dla kogo uczymy? 
Czy nie czas postawić te pytania? 
Najwyższy czas na udzielenie na nie sensownych odpowiedzi! 

- O tej potrzebie poniżej:
Zapchajdziura "Made in Poland".
(Przykład naszej szarej rzeczywistości?)
Nie produkujmy zapchajdziur edukacyjnych! 

Nie róbmy sztuki dla sztuki. Czymże są zadania, z ćwiczeń i z książek, przesyłane w obecnym czasie nader często do wykonania, jak nie zapchajdziurami edukacyjnymi? Część z nas prowadzi też zajęcia „normalnie” – lekcja wykładowa prze Internet... Usłyszałem od koleżanki nauczycielki, że to najlepsza forma lekcji. Powtarzam stwierdzenie sformułowane wcześniej: STAREGO już nigdy NIE BĘDZIE! (Owsianny w Biuletyn 2020/1: 3-5). Przecież już wszyscy dawno wiemy, że wiedza przekazywana w sposób podawczy, jest przyswajana w niskim procencie. Dzisiaj usłyszałem także od jednej z mam, która zapytała córkę mającą „zdalne lekcje, o której ma przerwę, by mogła podać wszystkim obiad. Odpowiedź była taka: „- Zaraz mam … [tu padła nazwa przedmiotu]… na której tylko pani mówi, my mamy zakaz odzywania się, to zjem przy biurku.” Być może jedzenie obiadu było najsensowniejszą czynnością z tych, które wykonywali uczniowie w czasie lekcji…

Zastanawiam się - po co jest nauczyciel, zwłaszcza teraz? Jakie nauczanie prowadzi do zdobywania wiedzy? Wiemy to przecież: - Aktywne uczestnictwo! Zastanawianie się. Poszukiwanie rozwiązań. Nauka metodą projektową. Praktycznie i z włączeniem „badawczości” (poszukiwanie odpowiedzi na pytania badawcze, falsyfikowanie postawionych hipotez). Uczenie się z podziałem na zespoły, grupy (zadaniowe, uwzględniające predyspozycje i możliwości uczniów, ale także grupy losowe). Uczenie się od siebie – i nie tylko na zasadzie takiej, że rozdzielimy tych „najmądrzejszych” do poszczególnych grup, by oni „nieśli kaganek wiedzy”, choć to też jest ważne (uczymy się od siebie!). Istotne są zarówno współpraca, jak i samodzielność! Czy zadawanie zadań jest nauką samodzielności? I tak i nie. Wszystko zależy od tego, jakie to zadania… i komu i po co są zadane.

Czy mózgi, mój i moich uczniów, są nastawione na rozwiązywanie zadań?

Czy jesteśmy wyspani? Odstresowani? Wypoczęci? Wiemy wszyscy, choćby z własnego doświadczenia, że wyspany i wypoczęty mózg pracuje efektywniej. Śpimy pewnie całkiem sporo, przynajmniej niektórzy z nas. Ale czy jesteśmy wypoczęci? Nie sądzę. Odstresowani? Nie sądzę. Najlepiej mózg odpoczywa w ruchu. Niestety teraz nie ma możliwości wyjścia, a tak wielu biega… (Choć biegających nauczycieli nie jest chyba aż tak wielu). Jednak „ruch to zdrowie”. Pomyślmy o tym, jak dotlenić mózg. Przydałoby się. Przydałoby się też dać mózgowi poćwiczyć intelektualnie, ale i poleniuchować. Czy mamy czas poczytać?

(Może warto zerknąć w e-booki dostępne przez Bibliotekę Pedagogiczną CDN, która zachęca do korzystania z wielu wartościowych tytułów, z różnych dziedzin literatury naukowej i z beletrystyki. Aby korzystać z IBUK libra należy pobrać kod dostępu pisząc na adres wypozyczalnia@cdn.pila.pl, więcej na http://www.bp.pila.pl)
 
Mózg lubi jednak także wiedzieć – po co pracuje! Czy mamy motywację? Czy widzimy, my nauczyciele, sens swojej pracy? Czy my rodzice – widzimy sens pracy naszych dzieci? Czy jesteśmy pewni, że ten sens widzą nasze dzieci? I nie mówmy teraz o egzaminie, który będzie, lub nie będzie - kiedyś? Nie mówimy o tym, że warto się uczyć… „bo nauka to potęgi klucz”! Pytam więc, czy i uczeń i nauczyciel widzieli sens, by rano wstać i „pójść dziś na lekcję”? Nie pytam o to, czy wszyscy na wszystkie? Tak nigdy nie było. Ale zawsze była jakaś lekcja i jakiś nauczyciel, do którego chętnie się chodziło na lekcję… 

Dlaczego? Dlaczego trafiały się takie lekcje, na które chodziliśmy chętnie? 

To jest kolejne „myślowe zadanie domowe”, które Wam zadaję! Przypomnijcie sobie tego nauczyciela, na którego lekcje chodziliście chętnie. A zwykle nie był to niewymagający nauczyciel… Śmiem twierdzić, że był to nauczyciel, który nie tylko Was uczył, ale i nauczył. Czego uczył? Czego nauczył? No właśnie – to jest jedno z ważniejszych pytań. Jak uczył? „Co” dla niego było ważne? Zaręczam. Odpowiedź na to pytanie będzie Twoją motywacją!
     
(Między innymi: Jak zarządzać sobą w pracy zdalnej? Jak uczyć zdalnie? Jak uczyć ucznia w sposób zdalny? A przy tym wszystkim - Jak nie (z)wariować?  - znajdą Państwo w Biuletynie 2020/1: https://www.cdn.pila.pl/images/biuletyn/2020/1/biuletyn.pdf).

Jest jeszcze takie pytanie, które mi kilka dni temu również postawiono: 

"Czy damy radę WSZYSTKO zrobić?"

- Co to znaczy wszystko?
"- No to, co jest w programie nauczania, bo przecież potem to będzie na egzaminie…"
Wszystko, co jest w podstawie programowej? A jak?
Tak... "wszystko, wszystkim i w tym samym czasie"? To jest marzenie edukacji "Made in Poland"? Czy na pewno dotrzemy do wszystkich? Zwłaszcza teraz? Czy wszyscy moi uczniowie mają minimalnie równy dostęp do wiedzy? Czy „w tym pies jest pogrzebany”?
Czy to nasze nauczanie nie prowadzi do edukacyjnego rozdźwięku pomiędzy tymi, którzy sobie (bez nauczyciela) radzą - a tymi, którzy sobie nie poradzą (a są także tacy, którzy mimo nauczyciela sobie nie poradzą)? A przy tym - czy uwzględniamy rzeczywiste (nie te zadeklarowane) możliwości uczestnictwa uczniów w lekcjach zdalnych? Myślę nie tylko o tym, czy jest w domu ucznia dostęp do Internetu? Mówię o tym, czy jest w domu dostęp do wystarczającego Internetu? I nie myślę tylko o tym, że jest wystarczającej jakości telefon. Tylko także o tym, czy ten sprzęt jest dostępny wtedy, gdy są lekcje (a często jest sprawdzana obecność, jakby ona teraz była najważniejsza!) i czy limit Internetu jest jeszcze? U mnie w domu prawie cała rodzina pracuje zdalnie. Na szczęście w naszej części wsi mamy szerokopasmowy Internet. Czy wszyscy mamy dostęp do komputera? Nie. I tak mamy szczęście, że mamy 2 laptopy i 4 telefony na pięcioosobową rodzinę. Myślę, że niestety, nie jest to standard. Musimy zrobić więc  tak, by dostęp do środków, czasu i możliwości ich użytkowania, nie wykluczał uczniów z edukacji.

(Oczywiście, lepiej byłoby, gdyby Minister Edukacji Narodowej określił wytyczne – jak teraz mamy rozumieć to „WSZYSTKO”. Czym teraz jest, a czym powinno być WSZYSTKO? Po co i dlaczego? Opowiem w następnym felietonie – Owsianny, c.d.n. (3)).

Gdzie ten „pies” jest pogrzebany?

Czy jesteśmy w stanie znaleźć tego „psa”? Jakiego „psa”?  Może ten „pies się utopił”? 

Przeanalizujmy pewien „pływający przypadek”:
– Przypomina mi się "szok edukacyjny" jakiego doznałem, gdy odbywałem swój pierwszy, podstawowy kurs nurkowy. Odbiegam od tematu? Bynajmniej! To był szok nad systemem edukacji w jednej z organizacji nurkowych. Tak, NURKOWYCH! Ludzie przychodzący na kurs mieli nauczyć się bezpiecznego przebywania pod wodą! Nie nauki potęgowania czy pisania rozprawek, nie budowy pantofelka, czy posiadania wiedzy – gdzie jest Madagaskar – bo bez tego da się żyć! Tu chodziło o naukę znalezienia się pod wodą i wyjścia z tego żywymi! Ale nie tylko o nieutonięcie tu chodzi, ale poprzeczka postawiona jest wyżej! Założono bowiem, że musi być to tak skuteczne nauczanie, że będzie przynosiło satysfakcję już zaraz, za tydzień, czy dwa. Uczeń, dzięki temu czego się nauczył, ma zdobywać pozytywne wrażenia, zadowolenie, satysfakcję z tego co zrobił, co osiągnął ... po wyjściu żywym na brzeg.
Rozumiecie już o czym mówię? – Myślę, że jeszcze nie! Mówimy o tym, że każdy człowiek, który przychodzi na kurs ma się nauczyć, przeżyć i ma odczuwać (już zaraz) radość wypływającą z nauki i z tego, co osiągnął dzięki nauce i nauczycielowi!
Każdy! Każdy jeden! Czy młody, czy stary, czy pełnosprawny, czy z niepełnosprawnościami, czy super inteligentny, czy mówiąc wprost – głupi! Każdy!
Jaki model został wypracowany? Model zauważa przede wszystkim, że jesteśmy różni! Że poza tym co wyżej, mamy też różne możliwości czasowe. O! Czyli nie lekcje o 8.00? No nie! Choć jeśli już się umówimy na zajęcia praktyczne, to trzeba przyjść punktualnie. Ale jest też nauka dostosowana do "możliwości czasowych" każdego ucznia.  Jak to wszystko osiągnąć?

Mogę z grubsza zarysować pięć zasadniczych elementów: 
1) Uczeń dostaje książkę z tekstem opisującym poszczególne zagadnienia, umiejętności, może w niej podkreślać, to co chce, a na końcu rozdziału ma teścik. Nie zna odpowiedzi, może w każdej chwili wrócić do tekstu i je poszukać. Rozumie, że to co jest w teściku to to jest najważniejsze z rozdziału. To są kamienie milowe tej części poznawanego materiału. 
2) Uczeń dostaje film, który w zasadzie prawie słowo w słowo, zagadnienie po zagadnieniu - jest powtórzeniem treści podręcznika, ale i pokazaniem z powtórkami ćwiczeń, czynności, prowadząc do zdobywania wiedzy przez obserwację. Może film obejrzeć wielokrotnie, cofnąć scenę, szukać odpowiedzi na postawione pytania. Poznawać te odpowiedzi.
3) Wykład - zajęcia w sali z ... instruktor-nauczyciel - omawia poszczególne zagadnienia, ma slajdy, może puścić fragment filmu, może rysować, pokazuje i demonstruje ćwiczenia, zadaje pytania, odpowiada, powtarza.
4) Ćwiczenia basenowe - każdy materiał od początku pokazany, analogicznie do tego co w książce, na filmie i na wykładzie - powtórzony tyle razy ile trzeba (podejście indywidualne), zaliczony na bezpiecznym poziomie (nie musi być wszystko idealnie, ważne, by uczeń umiał to zrobić prawidłowo i bezpiecznie). Uczeń się cieszy, że umie!
5) Wody otwarte - jezioro - uczeń już sporo wie i umie. To już praktyczne sprawdzenie w otwartym środowisku "edukacyjnym". Uczeń się sprawdza, ale ciągle może nie wiedzieć wszystkiego, uczy się, ćwiczy, może popełniać błędy. Nauczyciel jest po to, by czuwać, pokazać, spokojnie wytłumaczyć, powtórzyć, odpuścić dane ćwiczenie kiedy trzeba i wrócić do ćwiczenia wtedy, gdy czuje, że uczeń będzie w stanie to zrobić (uwzględnia choćby stres ucznia i go stara się zminimalizować).

Czujecie o co w tym chodzi? Jest uczeń, który jest "słaby" i "boi się" - ten zwykle przechodzi przez wszystkie elementy - nie ma możliwości, by się nie nauczył bezpiecznie nurkować. Czy będzie z niego nurek - to już zależy od niego. Ale na pewno po tym kursie będzie umiał bezpiecznie zanurkować.
Jest inny uczeń - bystrzejszy, często też "zajęty" innymi sprawami (równie, a czasami życiowo ważniejszymi). On nie ma czasu, ale jest na tyle bystry, że przynajmniej film obejrzy. A czasami nawet nie obejrzy i nie przeczyta... Przyjdzie "zielony" na zajęcia wykładowe i widzi to co pokazuje nauczyciel, zwykle większość "łapie" - bo właśnie mu to wytłumaczono, albo wie, że musi przeczytać/obejrzeć w domu, by sobie utrwalić zagadnienia. Ale tak, czy inaczej - jakby nawet nie utrwali - to system to uwzględnia - będą jeszcze basen i wody otwarte...! Na koniec, praktycznie nie ma możliwości by normalny kurs skończył się porażką! Nauczyciel prowadzi ucznia...
Ja jako edukator - byłem porażony skutecznością tego modelu! Zachwycałem się z jednej strony samym nurkowaniem, ale z drugiej strony byłem podekscytowany tą metodyką! Uwzględniającą różnorodność ucznia, jego predyspozycje, możliwości nauki - ale przede wszystkim to, że od początku uwzględniono to, że sukces mieli osiągnąć wszyscy uczniowie! Jeden bardziej, drugi może nieco mniej - ale każdy bezpiecznie i z satysfakcją!

Czy to jest model będący odpowiedzią na naszą sytuację? Myślę, że to jest „przypadek”, który może i musi nam wszystkim dać wiele do myślenia. Mi dał i daje dużo do myślenia o edukacji!
Myślenia o tym – Kogo uczymy? Po co uczymy? Jak uczymy? Co chcemy osiągnąć?
Wiecie co jest jeszcze ważne? Jest jeszcze jeden bardzo ważny punkt...
6) Nauczyciel buduje zaufanie ucznia do siebie. Uczeń stopniowo ufa coraz bardziej nauczycielowi. Przekonuje się, że on chce jego dobra. Nauczyciel staje się mistrzem!

Mieszane nauczanie

Postawić bowiem musimy, moim zdaniem, na „mieszane nauczanie”. To, co jest wymagane do zrobienia, musi być do ściągnięcia asynchronicznie – wtedy, gdy uczeń może to zrobić. Jeśli musi być wykład – to go nagrajmy i uczeń będzie mógł go obejrzeć, czy odsłuchać kilka razy i wtedy, kiedy będzie mógł. Czego się boimy? Przecież głupot nie gadamy? Natomiast synchronicznie, w miarę możliwości, róbmy „seminaria” – na przykład dwa razy w tygodniu (częściej chyba nie ma potrzeby). Będą to omówienia, przedstawienia stanu realizacji, czas na zadawania pytań oraz podsumowania. Pytania i prezentacje stanu oczywiście można przesyłać w każdym momencie (asynchronicznie). Zadajmy zadania projektowe. Uczmy uczniów samodzielności i grupowej współpracy. Zdajmy jednak tak zadania indywidualne lub grupowe, by jedna grupa od drugiej nie ściągała, a inspirowała się, podpatrywała, korzystała z podejścia,…
Chcę wierzyć w mądrość nauczyciela! Chcę wierzyć w jego odpowiedzialność! Chcę. Czy ta wiara znajdzie pokrycie? To jest dobre pytanie, ale tego się dowiemy. Czas pokaże.

Powtarzam: Nie będzie już tak jak było! 

I całe szczęście! Dlaczego? Bo nie pozwolą na to uczniowie! Tego jestem pewien. Uczniowie powiedzą jasno – skoro "to" i "to" dało się zrobić w czasie pandemii – to znaczy, że można! Bo, w co wierzę, znaczna część nauczycieli (oby wszyscy) zobaczy i powie, że mieszane nauczanie jest lepsze, efektywniejsze. Bo rodzice stwierdzą, że chcą by i oni i ich dzieci miały więcej czasu na rozwój – i ten rozwój nie musi być poza szkołą, na zajęciach, na korkach, … Rozwój młodego człowieka może i musi być realizowany przez szkołę! (Czy jest? Tu mam wątpliwości...) – Właśnie teraz możemy wypracować nowy system edukacji i nadać mu nowy mieszany i bardziej skuteczny kształt. Bo po to jest szkoła! Bo kto ma się uczyć – jak nie nauczyciel? Przecież nauczycielem jest się dopóty, dopóki się uczymy… Dopóki my się uczymy. Jeśli teraz się nie uczymy, to przestaniemy być nauczycielami. Nikt nas nie będzie chciał.

Rodzicu! Wiele (wszystko?) zależy od Ciebie!

W czasie przed zarazą – chyba już nie ufaliśmy nikomu. Nawet sobie. A co dopiero nauczycielowi… Czas zarazy pokazuje, że musimy zacząć sobie ufać. Musimy zaufać lekarzom i pielęgniarkom. Musimy też zaufać nauczycielom. Bez tego zaufania do nauczycieli i do naszych dzieci nie będzie nowej edukacji. Musimy też jasno powiedzieć, najlepiej wspólnie z nauczycielami, że chcemy tego nowego! Że żądamy tego nowego!

Wkrótce o: Panie Ministrze, nie będzie już tak, jak było!


p.s.

Nauczanie HYBRYDOWE!

Jak napisałem ten tekst, pojawił się wpis Prof. Lecha Mankiewicza (fb 10.04.2020), dyrektora Centrum Fizyki Teoretycznej PAN w Warszawie. Znamy Pana Profesora, także z tego, że jest współtwórcą polskiej wersji Khan Academy, której przewodnie hasło to „zapewnienie wysokiej jakości edukacji każdemu i wszędzie”.
Pan Profesor Lech Mankiewicz, opublikował tydzień temu dużo dalej zarysowaną potrzebę edukacji mieszanej. Bardzo mi się podoba termin, którego używa – NAUCZANIE HYBRYDOWE! Takim właśnie było także wspomniane przeze mnie nauczanie nurkowania. Takim musi być nauczanie, do którego nieuchronnie i całe szczęście zmierzamy – nie zatrzymamy już tego! W tą stronę to idzie!
Zatem, można by powiedzieć: - Dostosuj się, albo zgiń! A ja mówię: Stań się HYBRYDĄ!

Więcej o nauczaniu hybrydowym, w tym 4 modele takiego nauczania, znajdziecie w Khan Academy (też możliwości rozwiązania problemu oceniania uczniów):

Pan Profesor Mankiewicz był naszym gościem w Pile, w 2016 roku, na konferencji „Edukacja jest różnorodna” - zorganizowanej wspólnie przez CDN, UAM i WSG – w Nadnoteckim Instytucie UAM w Pile na ul. Kołobrzeskiej 15. Warto posłuchać ówczesnego wykładu (właśnie go odnalazłem, by załączyć link i słucham go teraz w tle, gdy to piszę i nie mogę się nadziwić – jak on jest w obecnej sytuacji aktualny) - „W ogrodzie możliwości cyfrowej edukacji": https://www.youtube.com/watch?v=lGF5y9yfqTY (Naprawdę, warto tym myślom poświęcić kilka chwil!).

A dzień później (fb, 11.04.2020), znana wszystkim znakomita aktorka i pieśniarka – Stanisława Celińska napisała: 

- Wykorzystaj ten czas na rzeczy na które zawsze było go za mało, albo wcale. Mimo wszystko twórz coś, rozwijaj się – niech ten czas zatrzymania będzie czasem darowanym.
Tak, ten czas jest czasem zarazy, ale jest też darem! Wszystkim Państwu, i sobie także, tego w edukacji życzę: - wykorzystajmy ten czas, stwórzmy i wprowadźmy w życie odpowiedzi na pytania: dla kogo, po co i jak powinniśmy uczyć! 

… A jak uciszymy tą nerwowość w sercach, usłyszymy odpowiedź: dla człowieka (postrzeganego indywidualnie), dla rozwoju (indywidualnego), hybrydowo. Hybrydowo!

p.s. 2
Chyba winien jestem... podać jeszcze jedno wyjaśnienie - gdzie jest ta zapchajdziura "Made in Poland"? Jest jeszcze, choć już nikt wychodka nie używa. Czasy się zmieniły!


Wychodek babci w Kujaniu (Krajna Złotowska) z zapchajdziurą "Made in Poland".
Uwolnijmy się od robienia zapchajdziur! Pokolorujmy polską rzeczywistość!

Owsianny, c.d.n. (2)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz